Ty jesteś jak zdrowie!

Do Anglii wyjechałam w 2007 roku, wróciłam w 2009. W tym miejscu nie warto rozpisywać się, dlaczego i z jakim zamiarem wyjechałam, dlaczego wróciłam i w ogóle – Angole to kretyni, a Polaczki to brzuchaci frustraci! O tym może innym razem i – zapewniam – nie spłonę za te teksty na stosie. 😉
Poproszono mnie o opis wrażeń po powrocie do Polski. No to piszę.

Dwa lata, za górami za lasami, bez mamusi i znajomych z podwórka, bez znanych jak własna kieszeń uliczek, parków i knajp (musiałam to napisać) pozwoliło mi na zajęcie się czymś, na co w Polsce chyba nie miałam czasu – analizowaniem. Brzmi super. I nie powiem – było. Tak bardzo ogólnie, ze zwykłych obserwacji wywnioskowałam, że emigranci dzielą się na kilka grup:

– naiwniacy, którzy ‘na zawsze’ wybywają z Polski po lepszą przyszłość, tam, gdzie panuje tolerancja i ogólny dostatek, ludzie są mili i, jeśli już muszą, puszczają jedynie pachnące fiołkami, tęczowe bąki
– tacy którzy mają powyższe w dupie, ale przyjechali natrzaskać kasy na dom marzeń, w Polsce, oczywiście
– Rodacy, którym nie wiodło się w kraju: młodzi, starsi, single, parki i małżeństwa, mający na utrzymaniu rodzinę, spłacający długi, bez perspektyw na dającą poczucie stabilności pracę.
– spaleni w kraju popierdoleńcy

I ja – niby z tych naiwnych, ale bardziej z głupich. Zakochana w Polsce i przywiązana do wielu miejsc. Lubująca się w podróżach do Sopotu (koniecznie Polskimi Kolejami Państwowymi), nie unikająca spotkań ze znajomymi, wypadów do kina i Ikei, heh, a także wszystkich tych innych rzeczy, które można polubić mieszkając w zwykłym mieście, w okolicach Trójmiasta.
Pewnego dnia wyjechałam, żeby przekonać się, że wszystko to, co do tej pory kochałam, kocham naprawdę i będę kochać zawsze, jak to śpiewała Kora, zdaje się. 😉 Mimo że przyczyną powrotu nie było nic pozytywnego, to gdy już po przeprawie promem, późnym wieczorem, usłyszałam świerszcze*, wiedziałam, że wracam do domu. I kropka, bo zaraz się wzruszę.

No i te wrażenia. Wrażenia, jak wrażenia – mogą być pozytywne i negatywne. Moje były pozytywne, jak już się większość domyśla. Ale ale… Tu, jak nigdzie indziej, wypada napisać – dlaczego? Bo miałam do czego, a przede wszystkim do kogo wracać. Nie każdy ma to wielkie szczęście – wypuścić się w nieznane, bo takie widzimisię i wrócić, kiedy czuje taką potrzebę. Chciałabym, żeby każdy miał taki wybór – mniej słyszałoby się od prześmiewców o Romanach i bułkach z jajem na twardo. Ale póki są Romany i jaja na twardo – będą prześmiewcy na miarę Funciaka (jakoś ucichł, albo nie jestem na bieżąco). I uwaga – ja też nie będę oszczędzać Polonii, jeśli przyjdzie mi tu coś dla Was jeszcze napisać. (:

*Jeśli ktoś mieszka w Anglii, to najprawdopodobniej wie, dlaczego u Angoli nic w trawie nie piszczy. O tym też następnym razem (jeśli mnie zechcą dalej czytać, ofkors).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.