Twierdza z widokiem na morze!

..mój dom moją twierdzą tak głosi jedno z przysłów. Mądrych przysłów bo głupich tez nie brakuje.To akurat jest z tych przemyślanych i ładnie określa to co budujemy z ogromnym  mozołem .
Jest metaforyczne i zapewne autorowi nie chodziło o mury ale o atmosferę i o ludzi którzy ją tworzą .Czasem jednak będąc poza domem to właśnie mury są twoja ,,twierdza,,.
Budząc się dzisiaj rano mój automatyczny piec pobudził moje receptory na przyjemność .Leżąc i rozkoszując się rozchodzącym ciepłem po całym domu, przypomniałem sobie o mojej pierwszej brytyjskiej twierdzy w jakiej przyszło mi rezydować.
Był to hotel o podrzędnej kategorii coś na wzór hoteli w jakich przyszło kiedyś mieszkać Leonowi Zawodowcowi .Ci którzy lubią kino wiedzą o czym mówię.Brudny ,obskurny i zimny, z łazienka w której zamordowano pewnie, już niejednego człowieka.
Musiałem tam mieszkać gdyż to było zastrzeżone w moim kontrakcie i było jednym z warunków pozostania na wyspach .Poza tym byłem jak mówią o nowych – świeżak .Skazany na to co mi zgotował los postanowiłem szukać światełka w tunelu .Któregoś pięknego niedzielnego poranka po załatwieniu pewnych potrzeb fizjologicznych ;tu oszczędzę szczegółów.Postanowiłem otworzyć okno, które w tym pomieszczeniu nie było otwierane od wieków.To co zobaczyłem ukoiło moją dusze i zapomniałem o wszelkich niedogodnościach .Był l to widok który urzeka, każdego górala , Bezkres niebiesko – szmaragdowej toni, która ciągnęła się aż po horyzont.W tej jednej chwili  zdałem sobie sprawę ze mam piękny apartament z widokiem na morze a orle gniazdo Hitlera w Alpach to mały pikuś! Nie był to widok z salonu ,ale pomyślałem i -no cóż , może na początek wystarczy- nie trzeba być pazernym..

Początki emigracji zawsze fajnie się wspomina:) Ja pierwsza noc w Dublinie przespałem pod wiaduktem na chodniku z przypadkowo spotkanymi na lotnisku Polakami. Walizka pod głową, śpiworek na sobie:) Nie było miejsca w hostelach. Dopiero potem w jednym znalazłem miejsce i mieszkałem w 12-osobowej sali z różnymi typami z całego świata, a na łóżku nade mną spal wytatuowany brodacz:)

 

Wyjeżdżając na emigrację marzymy. Bez marzeń i determinacji nigdy byśmy nie opuścili Ojczyzny. Mieliśmy wizję lepszego życia. Głównie była ona oparta na dobrobycie Zachodu o jakim słyszeliśmy. Piękne apartamenty, domy z ogrodami, doskonała aparatura by móc posłuchać ulubionej muzyki i luksusowe samochody, które miały nas wozić po nowym upragnionym świecie. Z latami otwieraliśmy oczy coraz szerzej. Żyje nam się całkiem całkiem, ale są momenty o jakich napisał nam kolega. O tej jednej chwili, kiedy zdajemy sobie sprawę, jakie otaczają nas piękna. To jest najcenniejsze!
Przed laty na meksykańskich Karaibach, na małej wyspie Holbox, na której nie ma banków i ryku samochodów, a ulice są zrobione z plażowego piachu, poznałam uroczych ludzi. To oni uświadomili mi jak mało do szczęścia potrzeba. Byłam wdzięczna, że poznałam to uczucie i zrozumiałam o co mi chodzi. Od tego momentu życie postrzegam w zupełnie innych kolorach. Morze ma magiczną siłę. Życzę wszystkim, aby jak najszybciej do nich przemówiło i tym samym obudziło ich duszę.
Pozdrawiam serdecznie
Liliana

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.